Saturday 17 March 2012

Francuski haul



Francuski sklep internetowy Le Monde Bio znam i lubie od dawna. Nie robie tam zakupow czesto, bo darmowa przesylka jest dopiero od rownowartosci 80 funtow ( a ja bardzo nie lubie dodatkowo placic za przesylke!), ale czasem sie skusze- wybor maja wprost ogromny. Glownie marki francuskie, ale takze sporo europejskich, ze Szwajcarii, niemieckie klasyki typu Sante, itp.  Pierwszy od lewej jest szampon i zel pod prysznic w jednym marki Ballot Flurin. Ta niszowa, niewielka firma rodzinna ma swoja siedzibe we francuskich Pirenejach, w poblizu znanego z leczniczych wod Cauterets. Lekarska rodzina Flurin z czasem zaczela  zajmowac sie pszczelarstwem i opracowala  jego nowatorska metode oparta na jezyku pszczol, "lagodna" i zachowujaca respekt wobec tych pozytecznych stworzen ( wszyscy chyba znamy to powiedzenie, ze jesli pszczoly wygina to ludzkosc jest w stanie przetrwac po nich tylko dwa pokolenia). Dzisiaj, po ponad 40 latach dzialalnosci firma specjalizuje sie w leczniczych produktach pszczelich typu miody, eliksiry, syropy ale rowniez produkuje naturalne, certyfikowane kosmetyki i produkty higieny osobistej oparte na zasadach apiterapii. Plyn pod prysznic zawiera 5 % miodu i 1 % czarnego propolisu, jest wystarczajaco lagodny rowniez dla dzieci, a dzieki pojemnosci 500 ml stanowi naprawde warty polecenia produkt familijny. Opakowanie jest odrobine przasne, etykieta po kilku dniach stania butelki pod prysznicem rozmaka i sie odkleja, ale to naprawde niewielki minus. Plyn dobrze sie pieni,  swietnie myje wlosy i cialo, dzieki zawartosci produktow pszelich ma dzialanie lekko odkazajace i antyseptyczne, dlatego polecany jest rowniez po cwiczeniach czy pracy fizycznej, kiedy pocimy sie obficiej, co stanowi pozywke dla chorobotworczych drobnoustrojow.
INCI: AQUA, LAURYL GLUCOSIDE , COCAMIDOPROPYL BETAINE, MEL*, SODIUM LAUROYL SARCOSINATE, CERA ALBA*, PROPOLIS*, ROYAL JELLY*, POLLEN*, HYDROXYPROPYL GUAR, HYDROXYPROPYLTRIMONIUM CHLORIDE, ALCOHOL*, CITRIC ACID, DEHYDROACETIC ACID, BENZYL ALCOHOL, CARAMEL

Nastepnym  produktem, ktory chcialabym Wam polecic jest meski krem do golenia dla wrazliwej skory od Gamarde, francuskiej marki naturalnej z rodowodem wywodzacym sie z uzdrowiska termalnego.  Gamarde les Bains to uznane od 1841 roku uzdrowisko bogate w lecznicze wody siarczkowe, ktorych wyjatkowe wlasciwosci sa szczegolnym dobrodziejstwem dla skor z problemami. Na bazie tej wspanialej wody stworzono linie kosmetykow wzbogaconych o wylacznie naturalne i certyfikowane organiczne surowce roslinne. Krem do opalania SPF50, ktorego uzywalam w zeszlym sezonie wiosenno-letnim,  to jeden z niewielu (  mimo tak duzej roznorodnosci oferty produkow naturlanych i bio) kosmetykow organicznych o tak wysokim stopniu ochrony przeciwslonecznej. Tym razem postanowilam zadbac o meza, ktory z poczatku opornie, teraz coraz chetniej uzywa tego co mu podsune. Na szczescie czasy wsciekle blekitnych, smierdzacych jak odswiezacz powietrza w publicznej toalecie zeli do golenia Gillette mamy juz definitywnie za soba, uff ;-) T. przekonal sie na wlasnej skorze jaka jest roznica w komforcie stosowania, a jesli chodzi o szkodliwosc standardowych produktow- wierzy mi na slowo. Pamietajmy, ze uzywajac produktu do golenia zdzieramy mechanicznie kilka warstw naskorka, czynnosc ta powtarzamy codziennie, lub prawie. Naprawde,  to czym skora nasiaknie podczas golenia ma niebagatelne znaczenie. Wszelkie petrochemiczne swinstwa maja umozliwiony latwiejszy dostep w glab skory, ktora zostala czesciowo pozbawiona ochronnej warstwy rogowej. Krem do golenia Gamarde nie zawiera srodkow pieniacych, oparty jest na siarczkowej wodzie termalnej, i wzbogacony o odzywiajace skore oleje palmowy, arganowy, slonecznikowy i konopny, a dodatek olejkow eterycznych z lawendy, gorzkiej pomaranczy i drzewa herbacianego dziala antyseptycznie na drobne skaleczenia i mikroranki, ktorych przy goleniu nie da sie raczej uniknac. Dodatkowo krem ma w skladzie kaolin, ktory pochlania nadmiar sebum z powierzchni skory- jak na krem do golenia ma naprawde wielokierunkowe dzialanie.  Tuba 100 ml wydaje sie z poczatku dosc mala, ale okazuje sie, ze wystarcza na conajmniej miesiac codziennego uzywania.
INCI: Gamarde Aqua (Gamarde Water), cetearyl alcohol, Elaeis guineensis (Palm) kernel oil*, kaolin, Helianthus annus (Sunflower) seed oil*, Argania spinosa (Argan Kernel) oil*, glycerin (vegetal), cetearyl glucoside, hydrogenated castor oil, Cannabis sativa (Hemp Seed) oil*, menthol* (naturel), Aloe ferox (Leaf) extract, Panax ginseng (Ginseng Root) extract*, Melaleuca alternifolia (Tea Tree Leaf) oil*, parfum (natural fragrance), Lavandula hybrida (Lavendin) oil*, tocopherol (vegetal vitamin E), Pelargonium graveolens (Rose Geranium Flower) oil*, Citrus aurantium amara (Bitter Orange Leaf) oil*, citric acid and ingredients naturally present in the essential oils: citronellol, geraniol, limonene and linalool.

Posted by PicasaZ tej samej marki wybralam dla siebie preparat pielegnacyjny do stop- o dzialaniu mocno nawilzajacym i rozpuszczajacym zrogowacialy naskorek. Idzie wiosna, i niedlugo moje stopy ujrza "swiatlo dzienne", co rokrocznie wiaze sie ze wzmozona pielegnacja. Niestety niezaleznie od wkladanych wysilkow, i regularnych zabiegow pedicure mam wrodzona sklonnosc do nadmiernego rogowacenia, i nic na to nie poradze. Probowalam pewnie wszystkiego, kiedys dawno scinania tzw. "omega", od kilku lat usuwania frezarka, ale niezaleznie od metody w ciagu miesiaca po zabiegu zrogowacenia "odrastaja". Peeling do stop to rzecz przyjemna, ale niestety nie radzi sobie z kilkumilimetowa warstwa martwego naskorka. Natomaist do wygladzania po bardziej inwazyjnych metodach, i odswiezania pomiedzy zabiegami nadaje sie wysmienicie. Tym razem zainteresowal mnie produkt, ktory ma na biezaco "rozpuszczac" wiazania keratynowe pomiedzy martwymi komorkami naskorka, a tym samym ulatwiac jego usuwanie. Tubka jest mala, kosmetyk gesty i niestety smierdzi- tzn. jak dla mnie pachnie  mieszanka lizolu i dawnych srodkow przeciw molom. Ale dziala! Jak twierdzi producent dzieje sie tak dzieki zawartosci salicylanow, naturalnie pozyskanych z olejku z lisci rosliny o nazwie Gaultheria procumbens. Wg. Wikipedii z jagod tej rosliny robi sie w Stanach Zjednoczonych nawet lody, ale ciezko mi to sobie wyobrazic zwazywszy an zapach lisci. Mysle, ze byloby to ciekawe doswiadczenie smakowe ;-) Wracajac do samego produktu, poza dzialaniem rozmiekczajacym i zluszczajacym, ma za zadanie intensywnie odzywiac i zmiekczac naskorek na stopach. W tym celu w formule znalazly sie oleje: slonecznikowy, palmowy, arganowy oraz odswiezajace i antyseptyczne  olejki eteryczne- lawendowy (lavandin, czyli odmiana hybrydowa) i z drzewa rozanego. Ja nakladam dosc gruba warstwe na dzien ( stosowanie na noc odpada, zapach by mnie chyba wykonczyl we snie;-), zakladam skarpetki i buty i po jakims czasie ten smrodek juz nie dociera do nosa. Wieczorem uzywam terakotowej tarki do stop, i zauwazylam, ze mam duzo wiekszy "urobek" niz dotychczas. Oczywiscie sam krem nie zastapi pedikiuru frezarka, z pewnoscia nie w moim przypadku, ale ulatwia uporanie sie ze stwardniala, nieestetyczna skora piet pomiedzy zabiegami. Mysle, ze przed latem ponowie zakup.
INCI:Gamarde aqua (Water), Helianthus annus (Sunflower) seed oil*, cetearyl alcohol, Gaultheria procumbens (Wintergreen Leaf) oil*, Elaeis guineensis (Palm) kernel oil*, Ricinus communis (Castor Seed) oil, menthol* (naturel), cetearyl glucoside, Argania spinosa (Argan Kernel) oil*, xanthan gum, Lavandula hybrida (Lavendin) oil*, Aniba rosaeodora (Rosewood Wood) oil*, citric acid and natural components of essential oils: benzyl benzoate, geraniol, limonene et linalool.

Przy calej uwadze poswieconej odnozom nie mozna zapomniec o konczynach gornych ;-), co zreszta w moim przypadku byloby niemozliwe, bo od kilku lat cierpie na egzeme ( tylko na dloniach). Dziwna to przypadlosc, wywoluje ja cala masa czynnikow, i tak naprawde mozna nauczyc sie z nia zyc tylko wtedy,  kiedy zadamy sobie trud odgadniecia, ktore konkretnie czynniki  powoduja wystapienie odczynow zapalnych w naszym przypadku. Ja mam to "szczescie", ze dotyczy to wylacznie skory rak, dla ludzi, u ktorych egzema atakuje twarz lub duza powierzchnie ciala jest to naprawde powazny problem medyczny i psychologiczny. U mnie sprowadza sie to do tego, ze w sezonie jesienno- zimowym ( suche, mrozne powietrze zaostrza objawy) moje dlonie sa ciagle zaczerwienione, lekko opuchniete, skora sie luszczy i tworza sie glebokie pekniecia "do krwi". Nic przyjemnego, zapewniam, szczegolnie jesli nie ma mozliwosci unikniecia mycia rak kilknascie razy dziennie ( wychowywanie dzieci jak wiadomo to brudna robota ;-), nie ma sie sprzataczki, i nie potrafi sie wykonywac obowiazkow domowych w gumowych rekawicach. Zreszta...kontakt z lateksem  stanowi jeden z czynnikow wyzwalajacych. Jedyne co wzglednie pomaga to smarowanie, smarowanie i raz jeszcze smarowanie rak kremem. Ma to sluzyc odbudowie naruszonej warstwy ochronnej. Niestety jest to niewdzieczne zadanie, ktorego nie mozna sobie odpuscic, przy chwilowej poprawie, bo zaraz nastapi pogorszenie. Tym sposobem stalam sie ekspertka od kremow do rak, mam kilka jednoczesnie, w lazience, na nocnej szafce, w kuchni, samochodzie, w kazdej torebce. Musze po prostu. Dla mnie im tresciwszy krem tym lepiej, tyle, ze stosuje je takze na dzien, wiec wypadaloby, zeby sie nie lepil. Krem Lift'Argan jak mozna sie domyslic bazuje na oleju arganowym ( generalnie francuskie kosmetyki sa w glownej mierze na nim oparte, poprzez historyczne i gospodarcze zwiazki z bylymi koloniami w Afryce Polnocnej,dzisiejszymi potentatami w produkcji tego skladnika). Dodatkowo krem posiada w swoim bogatym skladzie maslo shea, olej slonecznikowy, olej daktylowy,  wyciag z rumianku, miod, kwas mlekowy,wosk pszczeli, gliceryne. Taka mieszanka zapewnia nie tylko natluszczenie i zahamowanie odparowywania wody przez naskorek ( wosk) , ale rowniez dzialanie lagodzace ( kwas mlekowy i rumianek) oraz lekko antyseptyczne (miod) co ma istotne znaczenie przy zmianach zapalnych. Krem jest gesty, ale trzeba go uzyc dosc sporo, szczegolnie na noc nie zaluje go sobie. Przy codziennym, ale nie wylacznym  uzywaniu tubka o pojemnosci 75 ml wystarczyla mi na 1.5 miesiaca.


Do stosowania na  cale cialo, a nawet twarz przeznaczone jest maslo do ciala z olejem arganowym i maslem shea od Douce Nature. Jest to gesty kosmetyk wielozadaniowy, jednak ja osobiscie nie uzyalabym go na moja tlusta i latwo zanieczyszczajaca sie cere. Trzymam go na  szafce nocnej i stsosuje wieczorem na suche, szorstkie miejsca typu kolana, lokcie, stopy, a na koniec wmasowuje w dlonie i pozwalam mu dzialac cala noc. Wchlania sie na tyle dobrze, ze nie zatluszcza poscieli, ale jednoczesnie utrzymuje nawilzenie skory do rana, pachnie delikatnie i uspokajajaco kwiatem pomaranczy. Nie jest to wyspecjalizowany kosmetyk przeciwzmarszczkowy, ale wydaje mi sie, ze przy skorze stosunkowo mlodej, normalnej lub suchej sprawdzi sie swietnie- jako ekonomiczny, a przede wszystkim czysty (dobry sklad z certyfikatemi cosmebio i ecocert), przyjemny nawilzacz i kosmetyk wygladzajacy. Opakowanie 200 ml wystarczy na dlugo, cena ponizej 10 funtow tez wydaje sie rozsadna. Polecam milosniczkom tresciwych kremow, ktore nie wchlaniaja sie natychmiast i bez sladu.

INCI: Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Cetyl Palmitate, Cocoglycerides, Glycerin, Coco-Caprylate, Hibiscus Sabdariffa Flower*(*) , Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Zea Mays (Corn) Starch, Olus Oil (Vegetable Oil), Arachidyl Glucoside, Argania Spinosa Kernel Oil*(*), Cetearyl Glucoside, Benzyl Alcohol, Arachidyl Alcohol, Behenyl Alcohol, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Oil*, Hydrogenated Vegetable Oil, Parfum (Fragrance), Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder*, Dehydroacetic Acid, Candelilla Cera (Euphorbia Cerifera (Candelilla) Wax), Limonene, Sodium Phytate, Linalool, Benzyl Salicylate, Cinnamomum Zeylanicum (Bark) Oil*, Eugenia Caryophyllus (Clove Bud) Oil*, Eugenol, Cinnamal, Citric Acid, Sodium Levulinate, Sodium Benzoate, Tocopherol, Alcohol.


Dwa ostatnie kosmetyki, ktore chce Wam pokazac to balsamy do ust- jeden szwajcarskiej Farfalli, drugi firmy Himalaya Organique (  chyba ze Stanow). Pierwszy ma forme tradycyjnej pomadki z nakladka, pachnie olejkiem eterycznym neroli. Jego formula bazuje na oliwie z oliwek, wosku pszczelim, oleju jojoba, dodatkowo zawiera maslo kakaowe, olej rycynowy, kokosowy, skwalen, wiatmine E, wosk candelila i olejek z rokitnika. Prawdziwe bogactwo nawilzaczy, substancji odzywczych, regenerujaych. Dodatkowo woski tworza bariere zapobiegajaca utracie wody. Kosmetyk dobrze natluszcza, nie lepi sie, nie blyszczy przesadnie, niby standard, ale ktora z nas nie kupila kiedys balsamu, ktory byl wylacznie skuteczny przy czestotliwosci uzywania co 5 minut? W przypadku Farfalli nie ma takiej potrzeby. Drugi sztyft jest jeszcze bardziej tresciwy, bo zawiera olej sezamowy. W tym roku nawet UK dostknely ujemne temperatury, i w te mrozne i sniezne poranki ten balsma sprawdzil sie znakomicie. Trzeba jedak nakladac go "lekka reka" bo jest duzo bardziej miekki i plastyczny, niz Farfalla, tym samym latwiej przesadzic z iloscia. Ale po co, skoro mozna go stosowac oszcednie bez uszczerbku dla wlasciwego dzialania? Dodatkowo kosmetyk Himalayi jest nie tylko w 100 % naturalny, ale rowniez niemal calkowicie organiczny, co za  cene 4.35 funta  jest pewnym wyczynem. Znam calkowicie organiczne kosmetyki do ust, ktore potrafia kosztowac kilka razy tyle. Balsamy do ust to gadzety, ktorych kazda z nas ma pewnie kilka, poutykane w roznych miejscach, zeby zawsze byly pod reka. Szczerze polecam obydwa!
Farfalla INCI: Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Cetyl Palmitate, Cocoglycerides, Glycerin, Coco-Caprylate, Hibiscus Sabdariffa Flower*(*) , Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Zea Mays (Corn) Starch, Olus Oil (Vegetable Oil), Arachidyl Glucoside, Argania Spinosa Kernel Oil*(*), Cetearyl Glucoside, Benzyl Alcohol, Arachidyl Alcohol, Behenyl Alcohol, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Oil*, Hydrogenated Vegetable Oil, Parfum (Fragrance), Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder*, Dehydroacetic Acid, Candelilla Cera (Euphorbia Cerifera (Candelilla) Wax), Limonene, Sodium Phytate, Linalool, Benzyl Salicylate, Cinnamomum Zeylanicum (Bark) Oil*, Eugenia Caryophyllus (Clove Bud) Oil*, Eugenol, Cinnamal, Citric Acid, Sodium Levulinate, Sodium Benzoate, Tocopherol, Alcohol.

Himalaya Organique INCI: Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Beeswax*, Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil*, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter*, Flavour (using Essential Oils and Botanicals)*, Tocopherol (Natural Vitamin E), Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract**, Nelumbo Nucifera Flower Extract (Sacred Lotus), Curcuma Longa (Turmeric) Root Extract**, Melia Azadirachta Leaf Extract**, Honey*.

Friday 24 February 2012


O amerykanskiej marce 100 % Pure zdazylam juz wspomniec w jednym z poprzednich wpisow. Tym razem chcialabym pokazac ich niekwestionowany przeboj- naturalna maskare barwiona wylacznie barwnikami roslinnymi i owocowymi m.in. z jagod, jezyn, skorki winogronowej, czarnej herbaty, kakao, kawy, wyciagiem z ryzu, tymiankiem, rozmarynem.  Jest niesamowita! Ja wybralam kolor "blueberry" czyli jagodowy granat. Kolor jest gleboki, nasycony, a poza wszystkim autentycznie pachnie jagodami! To nie koniec zalet: nie ma do czego przyczepic sie w skladzie, wiec bedzie idealna dla wrazliwych oczu, okularnikow takich jak ja, czy osob noszacych soczewki. Testowalam juz wiele naturalnych maskar: Lavere, Logone, Dr Hauschke, Sante, Living Nature, Honeybee Gardens, Paul Penders czy Elysambre, ale wiele z nich niestety blado wypada w kontrascie do klasycznych marek specjalizujacych sie w makijazu. Moja ulubiona maskara "nienaturalna" byla Effet Faux Cils YSL, i to do niej porownywalam kolejne. Z reguly byly jakies niedociagniecia- a to kiepska szczoteczka zupelnie nierozdzielajaca rzes ( Hauschka), zbyt gesta konsystencja i szybkie wysychanie w opakowaniu ( Sante), czy po prostu zbyt delikatny, niewidoczny efekt (Paul Penders). Maskara 100 % Pure naprawde nie ustepuje tej z YSL. Ma walcowata, dobrze uksztaltowana szczoteczke, idealnie rozczesuje rzesy i naklada rowna warstwe, choc faktem jest, ze jedno nalozenie daje bardzo delikatny efekt. Ja nakladam trzy warstwy i rezultat jest naprawde spektakularny. Poza tym tusz sie nie kruszy- rzesy pozostaja elastyczne i blyszczace przez conajmniej kilka godzin, nie osypuje, nie robi "pandy"- choc nie jest wodoodporny spokojnie wytrzymuje umiarkowane lzawienie. Przy tych wszystkich zaletach latwo sie zmywa-  ja wprawdzie nie praktykuje zmywania makijazu oczu zelem i woda, to dla osob, ktore cenia sobie latwosc wieczornego demakijazu, to moze byc kolejna spora zaleta.  Ta jedyna maskare, moze obok Elysambre (pokazalam ja dawno temu na zeberce),  mozna smialo porownac z profesjonalnymi, chemicznymi kosmetykami do makijazu. Co ciekawe, caly makijaz marki 100 % Pure opiera sie na opatentowanych przez firme pigmentach owocowych i warzywnych- dajacych nie tylko naturalny kolor bez zbedych, toksycznych chemikaliow, ale zapewniajacych dodatkowa pielegnacje poprzez witaminy i antyoksydanty  wystepujace  w surowcach roslinnych. Jesli chodzi o makijaz nie mialam przyjemnosci wyprobowac niczego poza tuszem, ale podarowalam kolezance zestaw w prezencie urodzinowym, i ona jak najbardziej podziela moje zachwyty wzgledem tych kosmetykow. Kolejnym produktem tej marki, ktory chcialabym Wam pokazac,  jest  tonik rozjasniajacy. Ma sporo zalet, ale niestety juz po zakupie odkrylam kilka wad. Na plus na pewno mozna zaliczyc fakt, ze formula jest oparta na wodach roslinnych ( hydrolatach) zamiast zwyklej wody- na pierwszych trzech miejscach w skladzie sa woda aloesowa, woda rozana i hydrolat nagietkowy. Nastepny jest wyciag z sake ( ze sfermentowanego ryzu) o wlasciwosciach rozjasniajacych przebarwienia i ujednolicajacych ton skory. Dodatkowo tonik zawiera ekstrakt z kilku owocow jagodowych, witamine C i kwas hialuronowy. Ta kombinacja skladnikow ma za zadanie delikatnie zluszczac codzienna wartwe martwych komorek naskorka, odslaniajac te mlode,  tworzace sie w glebi skory. Mozna powiedziec, ze swietnie spelnia swoje zadanie- gdyby nie dwa  mankamenty. Po pierwsze, i moze najmniej wazne : opakowanie. Szklana dosc ciezka butelka z zakretka, bez dozownika, jest dosc niewygodna, i trzeba bardzo uwazac, zeby jej nie upuscic, bo przy upadku moglaby nie tylko rozbic sie w drobny mak, ale rowniez uszkodzic kafelki w lazience. Oddaje marce troske o srodowisko, bo ta butelka idealnie nadaje sie do recyklingu, jedynie komfort stowania jest nieco obnizony. Druga wada, znacznie powazniejsza to zawartosc ( wprawdzie na ostatnim miejscu, niemniej jednak jest) ekstraktu z wiciokrzewu japonskiego ( japanese honeysuckle). Brzmi niewinnie, jednak "wujek google" informuje, ze jest to naturalnie wsytepujacy paraben- i niestety jego zastowanie przez producentow kosmetykow jest raczej swiadome, bo wykazuje identyczne dla parabenow dzialanie bakteriobojcze. Dlatego, mimo, ze wystepuje naturalnie w tej roslinie, to jego sklad chemiczny tylko bardzo nieznacznie rozni sie od standardowo stosowanych syntetycznych parabenow,  wiec jako skladnik kosmetykow organicznych czy naturalnych nie powinien miec racji bytu. Z tego wlasnie powodu ten tonik bedzie jednorazowa przygoda, i na przyszlosc postaram sie unikac kosmetykow z ekstraktem z wiciokrzewu w skladzie. W imie konsekwencji i na wszelki wypadek. Ostatni z prezentowanych na zdjeciu kosmetykow to balsam do ust brytyjskiej marki Pai. Zamkniety jest w klasycznej puszeczce, co dla niektorych moze byc wada, poprzez niehigieniczny sposob aplikacji- palcem ;-) Mnie osobiscie to nie przeszkadza, szczegolnie, ze jak zrobie "dziob"- to udaje mi sie zmiescic usta wewnatrz opakowania, ktorym krece dookola, w ten sposob nakladajac balsam, ktory dopiero pozniej rozsmarowuje. Kupilam go, bo pachnie olejkiem bergamotowym, ktory bardzo lubie, no i byla akurat jakas promocja. Jest w porzadku , sprawdza sie przy pierzchnacych ustach, ale nie ma w nim niczego wyjatkowego o czym moznaby napisac pelen akapit. Plus za czysty, certyfikowany przez Soil Association sklad- ma tylko 6 skladnikow.  Prosty, skuteczny, przyjemny w uzyciu.

Fruit Pigmented Mascara sklad : organiczna zielona herbata, witamina E (a-tocopherol), miod, wosk pszczeli , zawiera wszystkie lub kilka z wymienionych pigmentow : jezyna, jagoda, czarna herbata, skorka winogronowa, granat , Acai , czarna porzeczka  i malina , proteiny owsiane , proteiny pszenne,  prowitamina B5, sproszkowane algi morskie kwas stearynowy z kokosa, mika (nadaje blask w odcieniach "jezyna" i " jagoda"), maslo kakaowe, sproszkowana perla,  proszek ryzowy, kakao w proszku, sprwoszkowana kawa, miod lawendowy,ekstrakty z tymianku, oregano, rozmarynu, lawendy i gorzknika kanadyjskiego.

Sklad Brightening Tonique: : organiczny sok aloesowy, Organiczny hydrolat z rozy stulistnej, woda nagietkowa, Sake, ekstrakt z macznicy lekarskiej,  kwas kojowy, wyciag z truskawki, maliny i korzenia lukrecji,   witamina C, ekstrakty z granatu i zurawiny , kwas hialuronowy,   ekstrakt z Lonicera Caprifolium (wiciokrzewu japonskiego).


Sklad Bergamot lip balm: pruolejek ze slodkich migdalow*, maslo shea*, maslo kakaowe*, wosk pszczeli *, olej rycynowy*, olejek eteryczny z bergamoty.  Posted by Picasa

Friday 10 February 2012

Witam po dluzszej przerwie spowodowanej natlokiem domowych obowiazkow ( przeprowadzka). W tym czasie nie mialam ani mozliwosci, ani szczerze mowiac mocy przerobowych na wstawianie nowosci na bloga, ale teraz z przyjemnoscia podziele sie tym co mam, choc niektore rzeczy obfotografowalam juz dosc dawno temu. Tym razem czas na jedna z moich ulubionych marek, Neal's Yard Remedies. Ta brytyjska firma to pionierzy kosmetyki naturalnej i organicznej, w tym roku obchodza 30-lecie swojej dzialalnosci. Przez ten czas charakterystyczne flakony i sloiki z kobaltowego szkla staly sie dobrze rozpoznawalne wsrod nie tylko rodzimych konsumentow. NYR wyroznia sie nie tylko dbaloscia o bezpieczenstwo i czystosc uzywanych w formulacjach skladnikow, ale rowniez chechuje sie godna podziwu postawa wobec wielu istotnych kwestii w zakresie ochrony srodowiska, praw zwierzat, edukacji prozdrowotnej, zrownowazonego wzrostu i ekologicznych metod produkcji. Np. NYR jako jedyna ze znanych mi marek wsprowadzila system pozwalajacy na przynoszenie do salonow opakowan po kosmetykach, ktore zostaja ponownie przetworzone, a klient otrzymuje rabat w wysokosci kilkunastu pensow na zakup nowego kosmetyku. Neal's Yard Remedies oferuje kilka kanalow dystrybucji swoich produktow- poprzez wlasne salony, czesto dodatkowo wysposazone w "pokoje zabiegowe" na zapleczu, gdzie mozna skorzystac z porad wykwalifikowanych zielarzy, poddac sie zabiegom leczniczym i terapiom holistycznym wykonywanym przez terapeutow o zweryfikowanych uprawnieniach , specjalistow od osteopatii czy nawet przyniesc niemowle na kojacy masaz. Firma jest rowniez obecna w internecie, posiada wlasny sklep internetowy, ale sprzedaje rowniez w duzych magazynach typu feelunique czy lookfantastic ( przypominam, ze oba wysylaja do Polski bez oplat za przesylke). NYR oferuje tez sprzedaz bezposrednia poprzez kosnultantow, cos na ksztalt dystrybucji w stylu avonowskim, tyle, ze prezentacje odbywaja sie na zasadzie "party" w domu osoby, ktora zaprasza konsultanta i gosci, dzieki czemu zyskuje korzystny rabat na wlasne zakupy, a klienci maja mozliwosc wyprobowania wiekszosci produktow na wlasnej skorze przed zakupem. Ja osobiscie korzystam z zakupow inetrnetowych, a tylko czasami wpadam do salonu, choc mam to szczescie, ze jeden z nich znajduje sie w pobliskim miescie. Co do samych kosmetykow- jest to klasa sama w sobie. Poczawszy od wysmakowanych opakowan, poprzez formulacje wykorzystujace bogactwo roslinnych skladnikow i wiedze ziololecznicza, do stale powiekszajacej sie oferty- ostatnio wprowadzono makijaz mineralny. Moim niekwestionowanym numerem jeden w NYR jest krem przeciwko odparzeniom dla niemowlat. Wychowalam na nim dwoje dzieci, wprawdzie z poczatku testowalam rowniez inne kremy, ale tylko Baby Barrier zapewnial  moj spokoj ducha, ze nie stosuje produktow zawierajacych talk na delikatna skore i sluzowki moich dzieci,  przy jednoczesnej doskonalej skutecznosci w zapobieganiu odparzeniom.  Teraz robie regularne zakupy dla mojego siostrzenca, ktorego pupa  tez jest traktowana wylacznie tym specyfikiem. Talk jest skladnikiem rakotworczym, bo choc jest zmielonym naturalnym mineralem, to wykazuje cechy podobne do wlokien azbestowych. Badania naukowe dowodza, ze czasteczki talku sprzyjaja tworzeniu guzow jajnika i nowotworow pluc- poniewaz stosujac drobno zmielony talk wdychamy go razem z powietrzem. Szczegolnie odrazajacy jest fakt, ze mimo, ze jego toksycznosc i szkodliwosc jest dobrze znana od conajmniej 30 lat nadal stosowany jest powszechnie w produktach higieny osobistej, w szczegolnosci w zasypkach i pudrach dla niemowlat. Krem na odparzenia NYR zawiera zamiast talku tlenek cynku w bazie z oleju slonecznikowego, dodatkowo wzbogacony woskiem pszczelim tworzacym na skorze nieprzepuszczalna dla wilgoci warstwe ochronna, i olejkiem rumiankowym lagodzacym podraznienia skory. Ten produkt dostepny jest w szklanym sloju  225 gram- za okolo 14 funtow.
Jesli chodzi o pokazane na zdjeciu produkty- sa to dwa kosmetyki z serii rozjasniajacej przebarwienia oraz oczywiscie obowiazkowy caly rok filtr przeciwsloneczny. Ten akurat ma SPF 30, na sezon jesienno- zimowy jest wystarczajacy, lna wiosne  trzeba bedzie poszukac solidnej 50-tki, ale mam juz na oku paru kandydatow :-) Krem przeciwsloneczny z dzika roza z NYR ma przedziwna konsystencje- po wycisnieciu z tuby jest dosyc oleisty, to zasluga oleju z dzikiej rozy wlasnie, ale poza tlenkiem cynku ( zapewniajacym 100 % mineralna ochrone bez nanoczastek) ma w skladzie rowniez make z tapioki, ktora po rozsmarowaniu kosmetyku na skorze daje efekt satynowego polmatu. Z reguly kosmetyki zapewniajace wysoka ochrone biela skore i niestety czesto bywaja zbyt ciezkie dla tlustej cery, "wchodza w pory" i generalnie twarz nie wyglada swiezo. W tym przypadku jakos udalo sie wyeliminowac typowe wady mineralnych filtrow przeciwslonecznych, a sama baza kremu ma dzialanie dobrze nawilzajace i odzywcze. Mysle, ze najlepiej sprawdzi sie przy cerach sklonnych do przesuszania, ale moja wyjatkowo tlusta skora tez znosi go dobrze, moze z racji niskich temperatur panujacych na zewnatrz wymaga w "sezonie grzewczym" dodatkowego otulenia od zewnatrz. Latem i tak zamierzam sie przerzucic na wyzszy filtr, i pewnie poszukam lzejszej kosnsytencji co w polaczeniu z SPF 50 moze byc trudne do zrealizowania. Cena za 50 ml Wild Rose Daily Moisture SPF 30 to £ 23.5. Pozostale dwa produkty maja za zadnie rozjasniac przebarwienia skorne- serum zawiera bogactwo zarowno egzotycznych, jak i tych bardziej swojskich  skladnikow roslinnych,  takich jak np. olej z malin, kurkuma, kardamon, wanilia, ekstrakt z korzenia wetiweru, biala herbate, olejek  swierkowy, olej z ziaren rozowego pieprzu czy w koncu silnie nawilzajacy hialuronat sodu. Jedyna uwaga jaka mam dla posiadaczek skory wrazliwej to wysoka zawartosc alkoholu- na trzecim miejscu w skladzie. Serum na kosystencje wodnista, potrzeba naprawde niewiele, zeby rowno pokryc cala twarz. Po wchlonieciu serum stosujemy krem, ja akurat znalazlam w TK Maxxie emulsje nawilzajaco- rozjasniajaca z tej samej serii, w zabojczej cenie 10 funtow za 100 ml, podczas gdy normalnie kosztuje ona ponad dwa razy tyle. Emulsja ma wiele skaldnikow zbieznych z tymi wsytepujacymi w serum, tyle, ze jej konsystencja jest bardziej kremowa i nawilzajaca- pomimo, ze zawiera  cetearyl alcohol, znany  z wlasciwosci "zapychajacych" pory- nie zauwazylam wiekszego niz zwykle wysypu zaskornikow. Wszystkie trzy produkty maja dosc rozbudowana liste skladnikow, wiec nie bede ich tutaj przepisywac, INCI kazdego produktu jest podane na stronie internetowej NYR.  Co do efektu rozjasniania to moge powiedziec, ze serum spisywalo sie wysmienicie, niestety powoli sie konczy, a dopiero od niedawna mam uzupleniajaca je emulsje. Dosc krotko stosowalam je razem, ale moja ostuda na czole wydaje sie mniej widoczna i ma bardziej rozmyte kontury ( inna sprawa, ze dzieje sie tak zawsze zima, kiedy w naturalny sposob skora dostaje mniejsza dawke promieni slonecznych). Generalnie, jedyna metoda pozwalajaca na dramatyczne zmniejszenie widocznosci przebarwien jest laser, ale regularne stosowanie kosmetykow rozjasniajacych i SPF daje dobre efekty w zakresie zapobiegania rozprzestrzenianiu sie zmian i ich nasilenia. Niestety przebarwienia to problem wieloczynnikowy, czesto na podlozu hormonalnym, wiec trudno oczekiwac szybkich i spektakularnych efektow.

Tuesday 17 January 2012


Patrzac wylacznie na sklad tego amerykanskiego kosmetyku trudno od razu zgadnac, ze to zel do mycia ciala, bo lagodny srodek myjacy (coco glucoside- powstaly wyniku syntezy glukozy z olejem kokoswym) znajduje sie dopiero na 6 miejscu w skladzie, za ekstraktami z miety, cytryny, pomaranczy i melona. Zamiast wody na pierwszym miejscu mamy sok z aloesu- jak w dobrym nawilzaczu do ciala, to lubie! Pomimo, ze zel zawiera tylko jeden skladnik myjacy pieni sie nadspodziewanie dobrze, co niestety czasem bywa slaba strona organikow, no ale w koncu cos za cos, jak wiemy obfita piane tworza agresywne detergenty (SLS, SLES, ALS i inne siarczany), ktore czynia na skorze i wewnatrz niej prawdziwe spustoszenie, a dodatkowo moga byc w procesie produkcji skazone rakotworczymi nitrozaminami i dioksynami.  Zel Deep Steep pachnie melonem, dosc intensywnie w trakcie uzywania, ale pozniej zapach szybko wietrzeje, skomponowany jest wylacznie z olejkow eterycznych- organicznie uprawianych i tych rosnacych dziko. Zastowany w zelu konserwant to sorbinian potasu, bezpieczny i stosowany w przemysle spozywczym,  w postaci naturalnej pozyskiwany z jagod. Jedynym minusem jest wg mnie opakowanie, a dokladniej jego nadmiar- w postaci kartonowego pudelka. Naprawde zel zamkniety w plastikowa tube nie wymaga "ochrony" jak szklana butelka i ten kartonik, choc przeznaczony do recyklingu ( czego oczywiscie sumiennie dopelniam) jest zuplenie zbedny. Poza tym jestem zachwycona, uzywam go nawet do higieny intymnej ( z zasady nie kupuje specjalnego produktu, nie widze takiej potrzeby) i jak do tej pory sprawdza sie bez zarzutu. Pojemnosc 237 ml  w cenie 7.95 £ dostepna w sklepie feelunique ( przesylka na WSZYSTKO jest DARMOWA!).


Deep Steep honeydew- spearmint body wash INCI: Organic Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf juice, Mentha Viridis Leaf Extract, Citrus Medica Limonum Fruit Extract, Citrus Aurantifolia Fruit Extract, Cucumis Melo Fruit Extract, Coco Glucoside, Aroma (Organic and wildcrafted Essential Oil Blend), Glycerin (Vegan), Caprylic Acid (coconut fatty acid), Organic Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Tocopherol (natural Vitamin E), Panthenol ( Vitamin B5), Organic Theobroma Cacao (Cocoa)Seed Butter, Potassium Sorbate, Citric Acid.
Posted by Picasa

Wednesday 11 January 2012

Po wczorajszej "czesci teoretycznej" czas na propozycje czystych i skutecznych kosmetykow do pielegnacji ciala. Od lewej mamy peeling do ciala kanadyjskiej marki 100 % Pure, ktora uwielbiam za innowacyjne zastowanie skladnikow roslinnych i owocowych ( maskara z barwnikami roslinnymi, cos niesamowitego, pokaze pozniej ;-), dalej bogaty balsam do pielegnacji stop od Pat & Rub, krem ujedrniajacy biust tej samej marki,  mleczko wygladzajace do ciala Elays i zel pod prysznic Born to Bio. Wszystko poza peelingiem do dostania w Polsce, a 100 % Pure mozna zamowic przez Amazon. Pat & Rub staja sie coraz bardziej popularne wsrod polskich ekomaniaczek, i jest to popularnosc jak najbardziej zasluzona. Ja z poczatku  podchodzilam do nich obojetnie, poniewaz nie odpowiadal mi medialny wizerunek Kingi Rusin ;-) Z tego powodu na dlugo zawzielam sie, ze nie bede nawet probowac, ale uleglam w koncu namowom znajomej, i bardzo sie ciesze, ze tak sie stalo. To jest naprawde fantastyczna seria, i nie chodzi tylko o wrazenia zmyslowe, przyjemnosc czy design kosmetykow. Marka Pat & Rub stale poprawia swoje formuly, na poczatku wypuscili serie szamponow z ALS ( ammonium lauryl sulphate- kiepska alternatywa dla SLS, tak samo, jesli nie bardziej szkodliwa), ale po jakims czasie to zostalo ulepszone! Ja mialam przyjemnosc wyprobowac dotad kilka produktow, dwa ze zdjecia plus probki, ktore otrzymalam razem z zamowieniem. Mam bardzo pozytywne wrazenia, szczegolnie po uzyciu kremu ujedrniajacego do biustu z 10 % stezeniem kigeliny. Nie dosc, ze jest wydajny w stosowaniu, to jest go w opakowaniu dwa razy wiecej niz standardowych kosmetykow tego typu. Bardzo odpowiada mi zapach, jest relaksujacy, kosmetyk ten stosuje po wieczornej kapieli.  Zawarta w skladzie kigelina w wysokim stezeniu ma udownodnione dzialanie ujedrniajce i wypelniajace piersi, co moze dawac SUBTELNY (!) efekt ich powiekszenia. Ja akurat tego konkretnego dzialania nie oczekuje, jestem zadowolona z hojnosci natury w tym wzgledzie, ale dzialanie napinajace jest widoczne i odczuwalne. Dokladny sklad INCI jest podany na stronie internetowej, wiec nie bede go tutaj powtarzac.Kolejny kosmetyk to jedwabisty krem do ciala Elays, francuskiej marki z Szampanii, ktora ten wlasnie szlachetny trunek uczynila swoim flagowym skladnikiem. Ten w 98 % naturalny i organiczny kosmetyk ( tak podaje producent na opakowaniu) jest przeznaczony do skory dojrzalej, mocno nawilza i wygladza. W tym przypadku pojemnosc jest mniejsza niz standard, bo wynosi tylko 150 ml, co w relacji do dosc wysokiej ceny ( ponad 80 zlotych) czyni go produktem na wyjatkowe okazje. Ma on jeszcze jedna wazna ceche, mianowicie niesamowity, perfumeryjny zapach! Ten krem pachnie jak jeszcze bardziej wyrafinowana, i pozbawiona syntetycznych podtonow wersja J'adore, do tego stopnia, ze na poczatku nie chce sie wierzyc, ze to zapach calkowicie naturalny, a jednak! Dodatkowa zaleta jest trwalosc zapachu, uzyty rano utrzymuje sie na skorze caly dzien- co wyklucza jednoczesne stosowanie perfum. Jak dla mnie jest to akurat spory pozytyw- swietna, skuteczna,  luksusowa pielegnacja, plus wyszukany, trwaly zapach. Kosmetyki Elays ( kiedys wroce jeszcze do pozostalych w serii) byly dostepne w aptekach internetowych, nie wiem, co sie dzieje z dystrybutorem, bo ostanio jakos trudniej je znalezc. Ja sie zaopatrywalam w aptece Eskulap, ale nie widze, zeby uzupelniali zapasy towaru. Zainteresowanym polecam bombardowanie ich mailami, byc moze sa sklonni sprowadzic te produkty. I wreszcie "last but not least" -zel do mycia ciala francuskiej marki Born to Bio z certyfikatami ECOCERT i COSMEBIO. Produkt codziennego uzytku, ale bardzo wazny,  poniewaz stosujemy go regularnie i w duzych ilosciach. Tradycyjne, syntetyczne zele zawieraja szkodliwe detergenty oparte na siarczanach ( SLS, SLES, ALS, i inne), plus skladniki regulujace poziom pH (triethanolamine), glikol propylenowy, parabeny i cala mase innych, zupelnie niepotrzebnie obciazajacych organizm substancji. Ponadto, siarczany zmieniaja strukture skory czyniac ja bardziej przepuszczalna, dodatkowo powodujac wyszuszenie i usuniecie ochronnego plaszcza lipidowego. Born to Bio ma przyzwoita pojemnosc 300 ml, cene w okolicach 25-30 zlotych w zaleznosci od sklepu. Ja uzywalam zelu o zapachu monoi i kokosa- to delikatny, otulajacy egzotyczny zapach, na tyle ulotny, ze nie koliduje z produktami pielegnacyjnymi stosowanymi na cialo po umyciu.

Składniki zelu Born to Bio Monoi & Coco: Aqua (Water), Pseudotsuga menziesii (Balsam Oregon) water*, Sodium cocoamphoacetate and glycerin and Lauryl glucoside and Sodium cocoyl glutamate and Sodium lauryl glucose carboxylate, Caprylyl capryl glucoside, Glycerin, Xanthan gum, Dehydroxyacetic acid and benzyl alcohol, Parfum (Fragrance), Sodium chloride, Potassium sorbate, Lactic acid, Cocos nucifera (Coconut) oil and Gardenia tahitensis (Tiare) flower extract and Cocos nucifera (Coconut) fruit extract and Tocopherol.

Skladniki  Silkening Body Creme Elays: Aqua, squalane, vitis vinifera fruit extract (champagne), Vitis vinifera (grape) seed oil, isopropyl isostearate, behenyl alcohol, caprylic/capric/myristic/stearic trygliceride, glyceryl stearate, cetearyl alcohol. lauryl laurate, parfum, potassium palmitoyl hydrolyzed wheat protein, benzyl alcohol, xanthan gum, lupinus albus (hydrolyzed lupine) protein, glycerin, dehydroacetic acid, tocopherol, sodium hydroxide, benzoic acid, citric acid, glycine soja oil, sodium benzoate, sorbic acid, potassium sorbate, vitis vinifera (grape) leaf extract.

Tuesday 10 January 2012

Skandal z wadliwymi i niebezpiecznymi silikonowymi wkladkami jakie przez lata byly wszepiane pacjentkom chirurgow plastycznych po raz kolejny uswiadamia mi, ze w tzw. "dbaniu o siebie" nie ma drog na skroty. Tylko regularna, naturalna pielegnacja moze nam zapewnic oczekiwany efekt ( o ile mamy w miare realistyczne oczekiwania;-) bez ryzyka dla zdrowia i zycia. Oczywiscie, zyjemy w czasach kiedy powszechnie lansuje sie rozwiazania "tu i teraz", "miej to natychmiast". Do tego dochodzi postepujaca uniformizacja tzw. kanonow piekna ( niestety to, ze opiera sie ona w duzej mierze na estetyce rodem z przemyslu porno, to juz osobny temat), i stad rodzi sie presja na kobiety, aby jak najdokladniej dostosowac swoja fizycznosc do obowiazujacego popkulturowego wzorca. Pulapka proznosci, bo proby dostosowania sie do rzadko wystepujacego w naturze wzorca kobiety o szczuplej budowie dziecka, ale wyposazonej w bujne "atrybuty kobiecosci", skazane sa na drastyczne metody chirurgiczne. Proznosc oczywiscie sama w sobie nie jest niczym zlym ( no gdziezby ;-), o ile nie przekracza zdroworozsadkowych granic. Tylko jakie sa te granice? Jak dla mnie niedopuszczalne  sa agresywne procedury "estetyczne" majace na celu calkowita zmiane naszych warunkow fizycznych, poddawanie naszego ciala ryzykownym zabiegom, ktorych przyszlych skutkow dla naszego zdrowia nie jestesmy w stanie przewidziec, lub jesli ryzyko jest znane, ale i tak decydujemy sie je zignorowac. W kazdym razie mam nadzieje, ze ten medyczny skandal uswiadomi wiekszej rzeszy kobiet, ze naprawde nie warto  podejmowac takich desperackich krokow po to, zeby czuc sie kobieco, ladnie, podobac sie. I moze warto przypomniec dawno nieslyszane przyslowie, ze  "nie to ladne co ladne, ale co sie komu podoba". Kluczowa tu jest kwestia samoakceptacji, bo panowie chyba maja duzo mniej rygorystyczne wyobraznie na temat idealu kobiecej urody niz mamy same wobec siebie. W kazdym razie zawsze znajdzie sie sposob, aby naturze troche pomoc, tyle, ze najbezpieczniej robic to w zgodzie na naszymi wrodzonymi warunkami a nie przeciwko nim. Skoro juz odnioslam sie do biustu, to chcialabym polecic regularna pielegnacje. Tyle, ze naprawde istotne jest jak , i czym bedziemy pielegnowac. Generalnie duzo sie mowi o raku piersi, o tym, ze zachorowalnosc ciagle wzrasta, ale dosc rzadko wskazuje sie na powiazenia  z faktem, ze wspolczesne kobiety sa w duzo wiekszym stopniu narazone na kontakt z toksycznymi chemikaliami, niz poprzednie pokolenia. I nie mam tu na mysli wylacznie zanieczyszczenia powietrza, czy skazonej zywnosci, ale przede wszystkim kontakt bezposredni porzez stosowanie srodkow kosmetycznych i toaletowych. Od dawna nie jest juz tajemnica dla nauki , ze skora nie stanowi szczelnej, nieprzepuszczalnej bariery- w istocie okolo 60 % tego co na nia zaaplikujemy jest wykrywane w krwioobiegu. Jakze inaczej moglyby dzialac leki transdermalne- jak plastry antykoncepcyjne chociazby? Od lat przemysl kosmetyczny nie ustawal w staraniach, aby takze produkowane specyfiki  uczynic zdolnymi do przenikania bariery skory, a tym samym zapewnic ich "skuteczne" dzialanie. Obecnie osiaga sie ten cel za pomoca substancji dodatkowych- takich jak glikol propylenowy (propylene glycol w INCI), ktorych glownym zadaniem jest wlasnie zmiana struktury skory w sposob umozliwiajacy jej penetracje przez pozostale czynniki formuly. Oczywiscie oficjalna wersja glosi, ze glikol propylenowy to skladnik nawilzajacy i zmiekczajacy skore, co istotnie zalicza sie rowniez do dzialania tego zwiazku chemicznego. Niestety skora potraktowana tego rodzaju chemia  jest calkowicie bezbronna wobec pozostalych toksyn jakimi wrecz naszpikowane sa syntetyczne kosmetyki pielegnacyjne i kolorowe. Nie od dzis mowi sie o tym, ze w tkankce pobieranej z piersi chorych na nowotwor  kobiet znajduje sie znaczace  ilosci  parabenow i aluminium.  Moze byc  to spowodowane stosowaniem antyperspirantow na okolice blisko sasiadujace z piersiami i wezlami chlonnymi w dolach pachowych. Parabeny to syntetyczne konserwanty, ktora maja dzialanie podobne do estrogenow. Natomiast nadmiar estrogenow sprzyja wzrostowi i podzialowi komorek tkanki gruczolowej piersi ( zarowno tych  zdrowych, jak i nowotworowych). Oczywiscie przemysl kosmetyczny ma na to gotowa odpowiedz: owszem parabeny moga byc szkodliwe, ale w duzych dawkach, na ktore przecietny konsument kosmetykow czy zywnosci (!) nie jest wystawiony. Trudno sie jednak zgodzic z taka teza, bo jak dowodzi krotka wizyta w dowolnej drogerii,  niemal kazdy produkt kosmetyczny konserwowany jest parabenem, i to z reguly kilkoma zwiazkami. Pomnozmy te conajmniej kilka produktow, ktorych rutynowo uzywamy,  przez wiele lat codziennego stosowania, i juz wiemy, ze na minimalna ekspozycje na parabeny raczej nie mamy szans,  o ile nie podejmiemy wysilku CALKOWITEGO ich wyeliminowania z naszego otoczenia. Lista skladnikow toksycznych i potencjalnie rakotworczych, a takze teratogennych ( powodujacych uszkodzenia plodu) jest na tyle dluga, ze trzeba sobie wypracowac sprawny i szybki system eliminacji szkodliwych produktow kosmetycznych. Najlepiej poznac "glownych winowajcow"- takich jak SLS, glikol propylenowy, ftalany, trietanolamina, PEG-i, i po prostu z gory odrzucac kazdy produkt, ktory ma je na liscie INCI. To na poczatek dosc skuteczna metoda. Polecam rowniez strone http://www.ewg.org/skindeep/ , ktora zawiera wyczerpujace informacje o bezpieczenstwie stosowania poszczegolnych skladnikow, oraz listy INCI wielu marek kosmetycznych, wraz z czytelnym graficznym systemem oznakowania zagrozenia. Symbol zielony od 0 to produkt calkowicie bezpieczny, az do koloru czerwonego i wartosci 10. Dzieki temu wystarczy nawet podstawowa znajomosc jezyka angielskiego, zeby zorientowac sie, ile warty jest dany kosmetyk, i czy naprawde jest tak naturalny jak deklaruje producent.

Wednesday 4 January 2012

Mikolaj bardzo sie postaral w tym roku. No dobrze, korzystal z precyzyjnych instrukcji i systemow naprowadzajaych ;-) Bo na oryginalne wegierskie kosmetyki Ilcsi ostrzylam sobie zeby juz od dawna. Dotad mialam stycznosc z ich wersja amerykanska ( o czym napisze szerzej przy innej okazji). Jest firma prawdziwie ekologiczna, ich etos nie zmienil sie od 1958 roku, kiedy to wegierska kosmetyczka, zwana pozniej Ciocia Ilcsi, zaczela sama chalupniczo wytwarzac preparaty kosmetyczne, ktorych w "preznej" gospodarce RWPG bylo jak na lekarstwo. A przynajmniej tych nadajaych sie do profesjonalnego uzytku. Pani Ilcsi Molnar korzystala wylacznie z darow natury- ziol, kwiatow, roslin leczniczych, swiezych owocow i warzyw, ktore w obfitosci rodzi wegierska ziemia. Jej klientki byly tak zadowolone z efektow, ze zaczely sie wrecz domagac mozliwosci zakupu kosmetykow do uzytku domowego. Tak powstala firma Ilcsi. Przez ponad 50 lat jej historii pozostala niezmiennie w rekach rodziny Molnar, ma charakter manufaktury, wszystkie surowce sa zbierane i przetwarzane recznie.  Preparaty powstaja ze swiezych surowcow z wlasnych upraw, jedynie pomarancze i cytryny (uprawiane w sposob organiczny, czyli bez uzycia pestycydow, mowiac w najwiekszym skrocie) sprowadzane sa spoza Wegier. Kosmetyki Ilcsi posiadaja certyfikat BDiH ( jeszcze nie wszystkie, ale firma pracuje nad tym), dlatego trzeba mimo wszystko czytac sklady. Zdarzaja sie skladniki niedopuszczalne moim zdaniem w prawdziwych organikach, np. butylene glycol, jednak te kosmetyki, ktore je przedstawiam sa na pewno pozbawione podejrzanych substancji. Nigdy nie kupuje niczego co budzi chocby najmniejsze watpliwosci, i zawsze sumiennie sprawdzam liste skladnikow- nawet w przypadku dobrze mi znanych marek. Przezorny zawsze ubezpieczony. Moje doswiadczenie z Ilcsi rozpoczelam od "greatest hits" marki, czyli maseczek zelowych. Zawieraja one conajmniej 50 % tkanki roslinnej, i zadnych syntetycznych konserwantow. Na zdjeciu mamy (od gory): maseczke wisniowa, maseczke z dzikiej rozy, maske z rozchodnika (chyba najbardziej znany produkt marki), i maseczke z 7 ziol. Wszystkie przeznaczone sa do skory tlustej, z rozszerzonymi porami, dodatkowo maseczka z rozchodnika ma dzialanie rozjasniajace skore ( przebarwienia sloneczne i blizny potradzikowe), a maska z 7 ziol sciaga i dezynfekuje. Wszyskie warianty zawieraja kwas salicylowy, ktory wykazuje dzialanie lagodnie zluszczajace martwe komorki naskorka. Tyle tytulem wprowadzenia, przejdzmy do doznan zmyslowych i efektow ;-) Po zastosowaniu maski z rozchodnika nie mam zadnych watpliwosci, czemu akurat ona jest jednym z bestsellerow marki- jej zywo zielony kolor, wloknista konsystencja (zawiera spore kawalki tkanki roslinnej) i obledny, choc calkowicie naturalny zapach sprawiaja, ze juz nakladanie jej sprawia duzo radosci. Maseczka zasycha na twarzy sciagajac ja troche, ale zwazywszy na jej przeznaczenie to zaleta nie wada. Po kilku minutach oddzialywania zmywamy. Skora nadal jest napieta, rozjasniona od razu (naprawde!) i promienna. Nawet zaskorniki wydaja sie mniej widoczne! Doskonalosc w kazdym calu! Podobnie zreszta jak inne maski z tej serii. Wisniowa swietnie odswieza i rozswietla skore normalna w kierunku do mieszaje/tlustej. Znowu mamy do czynienia ze sporymi kawalkami owocow w sloiczku. Zawarte w nich antyoksydanty i bioflawonoidy walcza z wolnymi rodnikami. Dodatkowo zawiera miod, gliceryne, wyciag z buraka i kwas salicylowy.

Sklad Inci maseczki wisniowej: Aqua, Prunus Cerasus Fruit Extract, Glycerin, Mel, Methyl Hydroxyethylcellulose, Parfum, Alcohol, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Sodium Salicylate, Beta Vulgaris Root Extract, Salicylic Acid, Citric Acid. Cena: 80 PLN za 50 ml.

Ja zaopatruje sie na stronie http://www.biopiekno.pl/ ale dystrybutor Ilcsi na Polske ma rowniez sklep internetowy pod adresem http://www.ilcsi.pl/
Posted by Picasa

Witam i zapraszam!

Trema mnie zzera, bo pomysl na tego bloga kielkowal juz od dluzszego czasu, mialam mnostwo zalozen i wyobrazen o tym, jaki bedzie. Po raz pierwszy taki koncept zaswital mi w glowie ponad dwa lata temu, po opublikowaniu "Mojej Kosmetyczki" na portalu zeberka.pl. Niestety bycie pelnoetatowa (jeszcze tylko przez chwile mam nadzieje) matka malych dzieci to zajecie niespecjalnie kompatybilne z jakakolwiek forma pracy tworczej. Tworczej, bo chcialabym zaproponowac cos,  czego ja sama w blogosferze nie znalazlam ( choc moze nie dosc skutecznie szukalam), i co nie tylko z przyjemnoscia bedziecie ogladac, ale dostarczy Wam pozytecznych informacji. Wierze w to, ze mozna zyc zdrowo i w sposob zrownowazony nie rezygnujac z przyjemnosci i zdobyczy wspolczesnosci. Dbaniu o siebie oddawalam sie z wielka radoscia  i zaangazowaniem juz od wieku nastoletniego ;-) Takie specyficzne hobby.  Od 8 lat jestem zdeklarowana "organic junkie", zaczelo sie to od kilkumiesiecznego epizodu z wegetarianizmem, ktorego niestety ze wzgledow zdrowotnych nie moglam kontynuowac. W tych zamierzchlych czasach rynek kosmetykow naturalnych  praktycznie w Polsce nie istnial. Przez dlugi czas z zainteresowaniem ogladalam w Internecie amerykanskie czy niemieckie nowinki, bez mozliwosci skorzystania z ich dobrodziejstw. Handel internetowy tez wtedy byl calkowita abstrakcja. To bylo frustrujace jak lizanie lizaka przez celofan.  Jednak na jednym z forow przeznaczonych dla wegetarian znalazlam link do pierwszego bodaj w Polsce dystrybutora ceryfikowanych przez Ecocert kosmetykow pielegnacyjnych. Byl to http://www.ekologiczny.pl/, ktory do tej pory darze wielkim sentymentem i z czystym sumieniem polecam kazdemu, kto dopiero rozpoczyna swoja konwersje na kosmetyki organiczne. Z kilku powodow: jest to dosc rozbudowana gama, wiec mozna znalezc zamiennik kazdego tradycyjnego produktu syntetycznego, i maja swietna relacje jakosci do ceny. Jednak celem tego bloga poza prezentacja tego co moze nam umilic i upiekszyc zycie jest rowniez upowszechnianie swiadomosci konsumenckiej. Wszystko, co prezentuje na blogu zostalo przetestowane osobiscie  przeze mnie. Co nie mniej wazne, bede pokazywac wylacznie to, co kupilam sama lub dostalam w prezencie od najblizszych. Nie uprawiam tu zadnej formy platnej reklamy, zbyt wazna jest dla mnie niezaleznosc osadow. Chcialabym  przyblizyc Wam  wiedze na temat tego, w jaki sposob syntetyki i toksyczne chemikalia, z ktorych  w przewazajacej wiekszosci skladaja sie nasze codzienne artykuly "pierwszej potrzeby", wplywaja nie tylko na nasz caly organizm,  ale rowniez na nasze blizsze i dalsze otoczenie, a w efekcie na caly ekosystem. Oczywiscie, nie zyjemy w swiecie idealnym, nie sposob  wyeliminowac kazdego zagrozenia, ale kazdy z nas moze zrobic maly krok w kierunku bardziej zrownowazonego, i zdrowszego zycia. Od naszych codziennych wyborow konsumpcyjnych , szczegolnie tych dokonywanych przez kobiety, bo to glownie my troszczymy  sie o sprawne funkcjonowanie domu i ksztaltowanie dobrych nawykow wsrod czlonkow naszych rodzin( lub bedziemy  to robic w niedalekiej przyszlosci), zalezy nasze zdrowie i przyszlosc srodowiska, w ktorym zyc beda nastepne pokolenia.
Tyle tytulem wstepu ( doceniam Wasza wytrwalosc) i zapraszam po wiecej juz niebawem!